niedziela, 24 stycznia 2016

Karnawał to nie rurki z kremem


Jak to ktoś kiedyś trafnie ujął, z tradycji karnawałowych Polacy powszechnie obchodzą dziś już tylko tłusty czwartek. W odmętach pamięci majaczą mi jeszcze przedszkolne bale przebierańców, no i nieśmiertelny śledzik, z okazji którego odbywały się doroczne imprezy ostatkowe w toruńskiej "Kotłowni". Poza tym nic. Pewnie dlatego tak ogromne wrażenie wywierają na mnie trwające właśnie obchody karnawału w Kolonii. 

Rankiem szóstego stycznia (który w tym regionie jest normalnym dniem pracy) kolorowy orszak zatorował jedną z głównych ulic w centrum miasta, choć wyraźnie niezadowolonych tym faktem nie dostrzegłem. Za to mnóstwo ludzi dołączało do grona podziwiających przemarsz rozentuzjazmowanych i zmyślnie przebranych mieszkańców.

Najweselej jest chyba jednak w weekendy. W wagonach metra i kolejek podmiejskich bez trudu natknąć się można wówczas na księciów, czarownice, klaunów, wróżki, legionistów, a całkiem niedawno spotkałem nawet tarantulę. Wrażenie potęgują wszechobecne wstęgi i wielobarwne ozdoby, którymi udekorowane są wystawy sklepowe, piekarnie czy (obficie występujące w mojej okolicy) salony fryzjerskie. Z początku wydawało mi się to wszystko odrobinę odrealnione. Spójrzmy jednak prawdzie w oczy, nie przypominam sobie, bym w Polsce – idąc po bułki – kiedykolwiek mijał pośród osiedlowych sklepików wielkopowierzchniowy salon ze strojami karnawałowymi.


W porównaniu z analogicznym sklepem w centrum miasta i tak wypada on blado.





W sobotę wieczorem dostałem cynk, że dziś przed południem w jednym z kościołów odprawiana będzie karnawałowa msza odmawiana w Kölsch (dialekt koloński). Od razu pomyślałem, że takiej okazji nie sposób przegapić. Zanim odłożyłem słuchawkę, zdążyłem jeszcze usłyszeć, że ludzie zwykle przychodzą na nią w karnawałowych strojach. Niemożliwe – pomyślałem, pozostając w głębokim przekonaniu, że jestem najzwyczajniej w świecie wpuszczany w maliny. Po chwili zastanowienia uznałem jednak, że na wszelki wypadek założę na siebie karnawałowy szalik, który został gdzieś w biurze po imprezie firmowej. Wprawdzie bije kolorami po oczach, ale w gruncie rzeczy wygląda jeszcze w miarę neutralnie.

Tuż przed wejściem dotarło do mnie, że mój informator wcale nie żartował.



Jedną z pierwszych rzeczy, jakie zrobiłem, znalazłszy się w środku, było wyeksponowanie mojego szalika w maksymalnie możliwy sposób. Nie wiem, czy znasz to uczucie, kiedy ewidentnie wyróżniasz się w tłumie. Dość powiedzieć, że w tym tłumie wyróżniał się każdy, kto nie miał akurat na sobie niczego kolorowego.






Znaleźli się też i tacy, którzy motto tegorocznego karnawału "Wszystko stoi na głowie" potraktowali bardzo dosłownie.


Ja zaś dowiedziałem dziś, że nawet Biblia została przetłumaczona na koloński dialekt.


Na koniec odbył się koncert tradycyjnych kolońskich karnawałowych piosenek, z których niestety nie zrozumiałem ani słowa.


Na szczęście reguły dla widzów są bardzo proste. Wystarczy chwycić pod ramię sąsiadów po obu stronach i bujać się wspólnie na boki, wykrzykując radosne Alaaf! na każde hasło rzucone przez prowadzących. Owe Alaaf! zwyczajowo wypowiadane jest podczas wznoszenia wszelkich karnawałowych toastów, dlatego też Alaaf! może być praktycznie wszystko. Najczęściej pada jednak gromkie Kölle Alaaf! 

Uwaga! Zdecydowanie odradzam wypowiadanie tego ostatniego na głos będąc w Düsseldorfie.

16 komentarzy:

  1. Strasznie żałuję, że w Polsce nie ma takich tradycji karnawałowych. Tłusty czwartek do mnie nie przemawia, bo za pączkami nie przepadam, za to imprezą tematyczną bym nie pogardziła ;) Marzy mi się karnawał w Wenecji, może kiedyś się uda... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też się marzy karnawał w Wenecji, choćby dla samych słynnych masek. Pewnie nam obojgu kiedyś się uda go zobaczyć.

      Usuń
  2. Zazdroszczę możliwości obserwowania i uczestniczenia w tym karnawale :)! Kiedy moja koleżanka mieszkała w Kolonii to zawsze z wypiekami słuchałam opowieści o nim :) A wydarzenia które miały miejsca na sylwestra nie wpłynęły jakoś negatywnie na tegoroczne obchody?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego, co widzę, miasto żyje po prostu swoim życiem dokładnie tak samo jak przed nocą sylwestrową. Jedyna różnica, która się rzuca w oczy to fakt, że na dworcu głównym i w jego bezpośrednim otoczeniu jest bardzo wiele patroli policji i ochrony kolei. Całkiem niedawno w Rheinbergu ogłoszono, że tegoroczny pochód karnawałowy będzie odwołany, ale w pozostałych miastach o żadnej zmianie planów nie ma mowy. Mówi się wręcz, że rezygnacja z tego typu imprez paradoksalnie oznaczałaby triumf terrorystów.

      Usuń
    2. Właśnie tak przypuszczałam, że więcej patroli będzie. Jak byłam na początku grudnia w Rzymie, kiedy to też obwieszczali terroryści, że mają to miasto na celowniku (zwłaszcza z uwagi na wielkie wydarzenie w Watykanie) to przy wielu wejściach do metra i zabytkach były liczne patrole.

      Usuń
  3. Ojej, aż zatęskniłam za przedszkolnymi balami karnawałowymi. Do tej pory uwielbiam wszystkie przebierane imprezy, choć zazwyczaj mam ogromny problem ze znalezieniem fajnego stroju (może dlatego, że ciężko nawet coś tak fajnego i kolorowego u nas zostać?) Ok, w takiej sytuacji zawsze ratuje lumpeks :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli masz już jakiś pomysł lub nawet konkretny strój w głowie, to daj szybko znać. Mogę się rozejrzeć. :) A co do przedszkola, to za kogo najczęściej się przebierałaś?

      Usuń
    2. W tym roku, póki co, brak planów na przebierane imprezy. A szkoda;) Jeśli chodzi o przedszkole i szkołę podstawową, pamiętam dobrze kilka kostiumów - Królewny Śnieżki, coś ala Pani Noc i... okrągła Dynia :D Jak było u Ciebie?

      Usuń
    3. U mnie było dość monotematycznie. Wujek gdzieś zdobył całkiem solidnie uszyty strój marynarza w dziecięcym rozmiarze, co było jednocześnie moim błogosławieństwem i przekleństwem. Z jednej miałem kostium z prawdziwego zdarzenia, ale z drugiej co roku byłem przebrany tak samo.

      Usuń
    4. W trakcie wczorajszej rozmowy z rodzicami wyszło na jaw, że przez całe lata trwałem w błędzie: Jak się okazało, wspomniany strój marynarza własnoręcznie uszyła moja mama, zaś wujek zdobył jedynie pasującą do niego czapkę. :)

      Usuń
  4. W niektórych krajach przebieranie się na różne okazje jest naturalne i spontaniczne. Niestety w Polsce jest raczej mierzenie wszystkich wzrokiem a na bale przebierańców maluje się zazwyczaj tylko twarze (w jakiś zalotny koci styl.

    Ach, marzy mi się taki karnawał "z krwi i kości". Żeby przebrać się od stóp do głów, nie przejmować się tym, że wyglądam beznadziejnie i bawić się, bawić, bawić.... :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie jest za późno. Karnawał wciąż trwa, a najlepsze imprezy przypadają zwykle na sam jego koniec. Na dodatek miejsc w Europie, gdzie hucznie się go obchodzi jest wbrew pozorom całkiem sporo.

      Usuń
  5. Oglądam zdjęcia, czytam i muszę przyznać, że jestem w szoku! W Polsce coś takiego? I to jeszcze w Kościele? No nie przeszłoby! A tak blisko takie niesamowite rzeczy się dzieją! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakiś czas temu rozmawiałem ze znajomą dziennikarką radiową z Polski. Zupełnie przypadkiem weszliśmy na temat tego, że w niemieckich kościołach katolickich wierni modlą się za uchodźców wszystkich wyznań i apelują o powstrzymanie fali nienawiści na tle religijnym i rasowym. W pierwszej chwili pomyślała, że sobie z niej żartuję. Nie, nie żartuję. Przeciwnie, coraz częściej przekonuję się, że świat po wschodniej i po zachodniej stronie Odry oddziela nie tylko rzeka, ale również jakaś wielka przepaść.

      Usuń
  6. Muszę przyznać, że bardzo zaintrygowałeś mnie swoim pomysłem na wpis ;) Ciekawa tradycja, dotąd mi nieznana. ;) Pozdrawiam ciepło ;)

    OdpowiedzUsuń